Wstałem przed siódmą. Pogodnie choć Wisła wciąż płynie w nie właściwym kierunku :-(. Jadę na przystań. Pakuję się w kajak. Trochę ubrań, sprzęt do spania, jedzonko i ponad 30 litrów płynów do picia i gotowania zupki. Tuż po ósmej gotowy jestem do startu. Odjeżdżam od rzeki pod budynek przystani, gdzie telefonicznie umówiłem się na pozostawienie transportowca pod okiem kamer na najbliższy tydzień za symboliczną opłatę 30 PLN. Natrafiam na paniusię z którą to ustaliłem dwa dni wcześniej, a ona do mnie, że załatwiła mi u szefa że do zapłaty mam 20 PLN. z tym że za dobę. Nawet nie mam tyle przy sobie. Świetnie. Odjeżdżam i parkuję na zwykłym miejscu parkingowym wzdłuż drogi do lasu. Cały tydzień będę myślał, czy auto będzie stało gdy tu dopłynę, bo ciągle mam w pamięci jak blisko trzydzieści lat temu obrobili nam dużego fiata pozostawionego ledwo na trzy godziny podczas których zwiedzaliśmy miasto. Heh.
Wypływam prawie o 8,30. Jest pogodnie i słonecznie i nawet ciepło, choć przeciwny wiatr nie pozwala odczuwać w pełni tego ciepła. Rzeka faluje, co i rusz któraś fala rozbija się o bańkę z wodą przytwierdzoną tradycyjnie na przednim luku bagażowym. Mam wrażenie że poziom wody nie jest katastrofalnie niski, bo czasem nie trzymam się szlaku żeglownego i udaje mi się przepłynąć. Na wodowskazie w Toruniu 107 cm. Ten odcinek, który zwykle podczas płynięcia Wisłą nieco mnie nudzi, dziś nie nudzi i mija dość szybko. Może dlatego, że trochę się stęskniłem za wiosłem, którego nie miałem w ręku od czterech tygodni. W Solcu nie ma już promu Flisak, za niska woda. W majówkę ponoć przewiózł sporo ludzi i samochodów, ale teraz go już nie ma. Zaczyna się wielki łuk najbardziej wysuniętego na zachód odcinka Wisły. Na lewo ujście Brdy z możliwością popłynięcia na Wartę w dwóch jej punktach. Dostrzegam tu czarnego bociana. Zrobiłem (słabe) zdjęcie i płynę dalej.