Od rana wieje, i to tak że w nocy wywiało mi spomiędzy tropika a sypialni duży worek foliowy w który chowam namiot gdy płynę. Dostrzegam go jakieś pięćdziesiąt metrów dalej przy brzegu rzeki w jej wodach. Po starcie o 8,40 wyławiam worek z rzeki, bo jeszcze mi się przyda. Orzeł widziany wczoraj chyba gdzieś blisko mieszka bo z rana znowu go widzę, a aparat znów nie daje rady :-(. Mijam ujście Wdy i ciągle walcząc z wiatrem powoli zbliżam się do Grudziądza. Udaje mi się to po trzech godzinach. Na prawym brzegu ciągle tak samo ładna starówka ze swoimi ogromnymi spichlerzami. Jest dosyć pogodna niedziela więc w zasięgu wzroku kręci się sporo zwiedzających , a kolejka na wieżę Klimek jest prawie tak długa jak ta na wejściu na Giewont ;-) . Na wysokości grudziądzkiej twierdzy duża piaszczysta wyspa na środku Wisły cała ogrodzona z namiotem na środku i stanowiskami fotowoltaiki. Pierwszy raz taki widok… Dalej ujście Osy i wciąż wiatr dokuczający mi podczas powolnego zbliżania się do miejscowości Nowe. Mijam ją o 14,30. Następny punkt który wypatruję to Opalenie z filarami starego mostu którego przeniesiona konstrukcja do dziś służy ludziom w Toruniu i Koninie co opisywałem podczas poprzedniej wyprawy. Tu wyraźnie widać że Wisła zmienia swoje koryto. Zawsze pływało się pomiędzy prawym przęsłem a brzegiem, a dziś przed mostem 90 stopniowy zakręt w lewo i przepływ pomiędzy brzegiem a najbardziej skrajnym lewym filarem. Na filarze chyba gniazdo mają mewo podobne ptaszki. Latają mi tuż nad głową strasznie hałasując. Trwa to chwilę po której powoli ukazuje mi się Korzeniewo ze słynnym słupem ukazującym poziomy Wisły podczas najwyższych powodzi. Wiatr się wzmaga. Fale przelewają mi się przez kokpit. Widzę na brzegu składaną dwójkę, której załoga robi sobie obiadową przerwę pichcąc coś na małym ognisku. Z trudem dopływam tuż przed nowy most na DK 90 i sam również robię przerwę widząc jak wiatr podrywa piasek z pod mostowych wysepek. Prawie ja na Saharze w Tunezji w ubiegłym roku :-(. Robię około godzinną przerwę, podczas której grzebię w internecie szukając podpowiedzi o prognozach pogody na najbliższe godziny. Nie wygląda to zbyt optymistycznie, ale wygląda że w następnej miejscowości – w Gniewie wieje nieco mniej niż tutaj. Podsuszony wsiadam w kajak i starając się trzymać lewego brzegu płynę powoli w stronę Gniewu. Co ciekawe nie wszystkich męczą obecne warunki. Ni z tego ni z owego, mija mnie grupka trzech skuterowców wodnych zapylających pod prąd w takim tempie, że nie daję rady cyknąć im foty. Sam wiosłuję jeszcze półtorej godziny kończąc kawałek za Gniewem. Na kilometrze 887 . Na drugim brzegu tańcują żurawie, obok mnie kolejny bóbr, a ja opróżniając przepełniony wodą luk bagażowy wygrzebuję przemoczony bochenek chleba. Oj nie dobrze. Będzie trzeba zaplanować wcześniejsze zakupy :-(. Przed ukryciem się w namiocie widzę widzianą wcześniej dwójkę na składaku. Jeszcze walczą z wiatrem, choć daje się zauważyć że rozglądają się za dogodnym brzegiem noclegowym. Wszak już 19,40. Więcej ich już nie spotkałem, ani dziś, ani w następnych dniach. Dzisiejsza meta niezbyt zgodnie z planem, ale wertowanie stron pogodowych pozwoliło mi dostrzec że pojutrze wiatr ma osłabnąć i to dosyć mocno. Tak więc może właśnie dlatego nie mogę póki co dopłynąć tam gdzie planowałem… ? ;-) (Dziś 67 km.)