Dopływam do kei, wybieram wodę z kajaka rozprostowując nieco nogi, bez wychodzenia z niego, po czym zajadam śniadanko i czekam na telefon. O 8,13 dzwoni Pan z obsługi pytając z jakiego portu płynę, do jakiego dziś dopłynę, mówi że ze mną miały być jeszcze dwa jachty, ale oba nie potwierdzają chęci przemieszczenia, zatem będę śluzowany sam. Proszę o jakąś pieczątkę kapitanatu, która będzie jedną z ciekawszych w moich książeczkach kajakowych, a Panowie nie dość że przynoszą mi kartkę z pieczątką, to jeszcze widokówkę ze śluzą i mapkę okolicznych szlaków wodnych Żuław Wiślanych. Miło, zważywszy, że do ubiegłego roku na kajakarzy nie patrzono tutaj zbyt łaskawie. I co ciekawe śluzowanie za darmo :-). Zostaję opuszczony około 20 cm i po sesji zdjęciowej mojej osoby przez jednego z turystów na brzegu kwadrans przed dziewiątą wpływam na zielony od planktonu (?) Zalew Wiślany. Pan turysta fotograf na moją prośbę, przesyła mi fajne fotki ze mną w roli głównej w śluzie. A zalew? Prawie płaski :-). Po lewej widoczne w oddali koparki pogłębiające tor wodny w kierunku Elbląga. Obieram kierunek na Cieplicówkę, którą nigdy nie płynąłem i równo po stu minutach trafiam w nią prawie bezbłędnie. Teraz już wiem, że raczej nic mi już nie przeszkodzi i spokojnie mogę kontynuować tegoroczną pętlę. Jestem super zadowolony i szczęśliwy, mogę wreszcie się rozebrać z kurtki, bo słonko jak dziś wzeszło, czego byłem naocznym świadkiem, tak nie schowało się ani na chwilę, i nie zanosi się że się schowa. Gorąco. Rozbieram się z całej góry by złapać trochę ciepła i opalenizny:-). Cieplicówka to taki mniejszy Nogat. Po drodze dwa niskie mosty dzięki czemu nie spotykam tu żadnych łodzi. Tuż po południu jestem już na Nogacie, a dwadzieścia minut później wpływam w Kanał Jagielloński. Wejście dziś obstawione przez wędkarzy, ale żaden nic do mnie nie ma. Uff. Godzina na kanale i skręcam w prawo w rzekę Elbląg. Po kwadransie jestem pod znajomym klubem, gdzie nocowałem trzy lata temu na bunkrze. Teraz nie ma tu nikogo znajomego, ale spotykam miłego Pana, który po moich opowieściach proponuje mi podwózkę do pobliskiego sklepu by uzupełnić braki prowiantowe. Korzystam kupując co potrzeba i po browarku, dla dobroczyńcy i dla siebie :-). Przerwa nie trwa nawet godzinę i kwadrans przed piętnastą płynę dalej. Mijam Elbląg a za mostem kolejowym odbijam z głównego szlaku w prawo na kanał Tiny którym także (chyba) nie płynąłem, a tu dzieje się coś niesamowitego. Wiatr mnie pcha, nie muszę wiosłować , a osiągam tempo 3 km/h. Nie pozostaje nic innego jak delektować się tym zjawiskiem przyswajając przy okazji zimniutkie, orzeźwiające piwko, czego raczej na wodzie nie robię. Dziś jednak jestem na wodzie już pół doby i cały czas w słońcu. Po dwóch kilometrach płynięcia bez wiosła odbijam w prawo, by wrócić na właściwy szlak. Po ośmiuset metrach dopływam do jeziorka które jest fragmentem jeziora Drużno. Tym po kilometrze wpływam w kanał przecinający właściwy szlak żeglugowy a nim po dwustu metrach wpływam na kolejne jeziorko. Po nim ponad kilometr i już wpływam na właściwy szlak. Mijają mnie dwa statki wycieczkowe. Jeden z turystami, drugi tylko z załogą. Płynę jeszcze sześć kilometrów zatrzymując się na nocleg tuż za wypływem z jeziora, kanału prowadzącego do pochylni. Zostaję przy Stacji Pomp nr 71 Dłużyna. Jest tutaj punkt obserwacyjny Jeziora Drużno, a obok biegnie szutrowa ścieżka rowerowa w kierunku pochylni Całuny. Stoi tu łódź motorowa z kąpiącą się załogą, ale chyba nie będziemy sobie przeszkadzać. Ogarniam się dość długo. W lukach bagażowych jest trochę wody, ale nie najgorzej po ponad czternastu godzinach i prawie 78 kilometrach. Gorzej wygląda namiot. Podłoga szybko podsycha na słońcu, więc piasek odpada, ale sypialnia wygląda strasznie mało apetycznie. Okazało się że zwinąłem namiot ze ślimakiem, tym bez muszli. Ten nieco się rozgniótł i namiot w dwóch miejscach wygląda jak posrany :-(. Rozbijam go tuż przed snem licząc że sąsiedzi odpłyną, ale wygląda na to że oni też tu dziś zostaną. Jest spokojnie i cicho do momentu aż z daleka słychać zbliżający się szybko ryk silnika skutera wodnego. Płynie w stronę Elbląga. Chwilę później kolejny i jeszcze jeden. Na pełnym gazie. Ostatni też nie zwalnia a do tego z włączoną na pełną moc muzyką. Nie wiem jak to się ma do rezerwatu przyrody jeziora Drużno, no ale co ja tam wiem :-(. Przed 21 idę spać i dziś z zaśnięciem nie mam problemów :-)